sobota, 10 listopada 2012

Anioł posłany przez Księżyc (Sinea-prolog)

   Zachód. Krwawe słońce powoli chowa się za horyzont rzucając blade cienie na twarz Sinei. To już rok, odkąd to wszystko się zaczęło. Ten czas minął tak szybko… Zbyt szybko. Zresztą, nawet gdyby chciała, nie mogłaby zatrzymać wtedy tamtych chwil.
   Wszystko toczyło się zgodnie z wolą wyznaczonego, jeszcze przed jej narodzinami, przeznaczenia. Z dawien dawna, każde wydarzenie, nawet najlżejsze muśnięcie skrzydeł motyla, kierowało się ku temu, aby to wszystko się zdarzyło.
    A teraz jestem tu i chociaż widzę jak piasek czasu powoli niknie mi w rękach, nie mogę powstrzymać mych myśli. Mam w rękach życie dwóch ludzi. Mężczyzn, z których jeden był moim przeznaczeniem, drugi całym życiem. Wybór nie jest prosty.
   Zresztą jaki ludzki wybór na tym nikłym świecie jest łatwy? Każda decyzja może doprowadzić do katastrof i zdarzeń, których chcielibyśmy uniknąć.
   Nie byłam głupia. Wiedziałam, że dzięki marzeniom człowiekowi mogą wyrosnąć skrzydła. Może być zdolny nawet do najtrudniejszych rzeczy, które niektórzy określają niewykonalnymi.
   Ale ja już nie miałam czasu na marzenia. Nie byłam pewna, co chciałabym od mojego przyszłego życia na tej, czy innej ziemi.
 - Wietrze, dzięki tobie moje skrzydła mogły ponieść mnie na sam szczyt. – Ledwie słyszalny szept powracał do mnie w echu po każdym mówionym dobitnie i wyraźnie słowie. – Ogniu, dzięki tobie poznałam żar i pragnienia ciała, których jeszcze nie znałam. Wiecznie opanowana wodo, studziłaś moje nazbyt szybko wymykające się słowa. Ziemio – ciebie zawsze zapamiętam. Zawsze żyłam tu w zgodzie z naturą. Uczyłam się pragnąc poznać wiedzę wyższą. I na cóż mi to? – Gorzki, krótki śmiech wyrwał się z jej spękanych ust. – Posiadam wiedzę, której większości nigdy nie będzie dane poznać. Taką, przez którą na świecie z chciwości rozpoczynają się spory po latach przechodzące w wojny. Ale na nic mi to. Nikt mi już nie może doradzić.
   Po tych słowach ostatni samotny promyk ukrywającego się słońca przemknął po twarzy Sonei rozświetlając jej czarne oczy. Chwilę później poszybował dalej, a za nim nastąpiła ciemność.
   W tej chwili ciężkie kroki kilku osób rozległy się na korytarzu. Czas dobiegł końca. Ostatnie ziarenko piasku upadło wraz z chowającym się słońcem. Nadeszła pora nocy… i wyboru…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za komentarz i uwagi co do moich tekstów;) Nie bójcie się krytykować, ale z uzasadnieniem! Każdy ślad, który zostawiacie sprawia mi ogromną radość!
Ps. Drodzy Anonimkowie! Jeśli to nie problem podpiszcie się imieniem/nickiem czy nawet jedną literką ;)
Ps2. Dla zachowania ciągłości wypowiedzi, moje odpowiedzi będą tuż pod waszymi komentarzami :)