poniedziałek, 18 marca 2013

#28/n Konkursowy pierwszaczek:)

Heh^^ Przypadkowo na niego trafiłam - to był mój pierwszy w życiu wiersz, który napisałam, a który jednocześnie trafił na konkurs;) Nie ma to jak wskoczyć od razu na głęboką wodę;p
I pomyśleć, że dawniej nie trawiłam wierszy... ;D



Podróż ku wiośnie

Delikatne promienie słońca
muskają ostatki śniegu,
który lśni
jak nieoszlifowane jeszcze diamenty.

Wąski strumyczek pragnień płynie,
szumiąc pomiędzy lodem.
Odbija chmurki marzeń
wraz z błękitnym niebem.

Zewsząd kępki zieleni,
niczym wojsko walczą o każdy skrawek ziemi
 - i wygrywają.

Krokusy, zawilce i przebiśniegi
utkały wiosenny dywan.
Drzewa, wcześniej ugięte pod ciężarem zimy,
teraz zwycięsko unoszą głowy – konary.

Na nich małe pąki – nowo narodzone dzieci
choć jeszcze niewielkie,
ale wyrośnie z nich nadzieja.

Może któryś wyrwie się z uśpienia
i popłynie, popłynie
na wiosenną wyspę.

sobota, 16 marca 2013

#27/n Chyba się pogubiłam...

Chyba się pogubiłam.
Coś pękło, jak bańka mydlana.
I czar prysł.
Już go nie widzę,
już nie tańczę w jego ramionach,
ja Julią, on Romeo?
Mą trucizną...

piątek, 15 marca 2013

#26/n Ps. Miałam dawniej takie...

Ps. Miałam dawniej takie marzenie,
wzbić się przed siebie i po prostu lecieć.
Unieść się w chmury, prosto ku Słońcu,
szybować nadal w gwieździstym niebie.
Spojrzeć czasami na losy ludzi,
poznać ich bliżej, naprawdę poznać,
stać się aniołem, stróżem dla kogoś
ważnego dla mnie, nikim dla świata.
Poprowadzić w tajemnicy,
przez korytarz łez miłości,
przez samotność bezbronności
ku starości snem łaskawym,
zostać z nim na wieki wieków
i poczekać na przystani,
oczekując na Odysa.

Wróć do domu, ma tęsknota
będzie wiecznie towarzyszyć.

Zostań, przeżyj, nie patrz na mnie,
żyj powiadam w tym śnie słodkim.
Ja poczekam jeszcze chwilę,
jeszcze kilka ziaren piasku,
jeszcze kilka zaćmień Słońca,
jeszcze morze łez strumieni.
Czekam wciąż na ciebie jeszcze,
zanim przyjdzie mi lądować,
ukryć w morzu Posejdona,
w uścisku pozostając Syren.

Może zwabię cię do siebie…

Nie! Twe losy niż me inne.
Niech zaklęcie cię ochroni.
Wróć do Telemacha syna,
ojcem jesteś, związan będziesz
przyrzeczeniem ziem, morzami.

Wróć! Nie-zostań!

Słuchaj serca bez mych słów,
ja w płomieniu będę trwać,
oczekując nieba bram.
Widząc, że to nie ma droga,
widział ktoś w niebie anioła?
Obdartego ze złotych piór,
bez ducha zwycięstwa przy boku,
z ranami duszy, samotnego,
w posągu na wieczność utrwalonego?
Widział ktoś anioła w żywiole,
płonącego w ogniu, gaszonego morzem?
Miłującego ludzkie dziecię,
bez skrzydeł, utraconą chwałą…
Anioł – nie anioł.


Mistrid - part 1

    - Dosyć!
    Powolny ucisk dłoni na ciele Mistrid nie zatrzymał się. Dopiero krótkie uwolnienie mocy w ich kierunku, spowodowało nagły krzyk. Zimny i wyrafinowany śmiech maski był mu towarzystwem. Cerie były nieustępliwe – ich charakter trzeba było wyrabiać na każdej służbie.
    Szybko wstając, przeszła przez długą salę, jakby unosząc się nad wonnymi kadzidłami. Jej ciało potrzebowało tego. Każdego olejku, pięknego zapachu, kolistych ruchów wprawnych rąk na ciele, ale sama osobowość, jej psychika – Mistrid była na ostatecznej drodze do uwolnienia wściekłości. Miała piękne ciało, ale cóż z tego? Każde pożądliwe spojrzenie, gwałtowny ruch dłoni towarzyszy, czy zmieniające znaczenie słowa było jak mocne uderzenie w twarz. Nienawidziła tego – kochała to. Ta władza… Jak niewiele potrzeba było, aby zmusić innych do uległości, jeden ruch, jedno słowo, maska uśmiechu, a życie stawało się uzależnione od tych cząstek życia. W razie potrzeby zawsze mogła skorzystać z mocy. W tym momencie na jej twarzy pojawił się wszystkowiedzący, tak dla niej charakterystyczny uśmiech.
    Szybko przyodziała się w to, co przyszykowano dla niej na dzisiejszą uroczystość zaślubin i już spokojniejszym krokiem wyszła do wielkiej sali, którą ze względu na wartość i wygląd często nazywano taneczną. Była spóźniona, a mimo to zaproszonych gości przybyło niewielu, zapewne będą czekać na odpowiedni moment, aby później wkroczyć do Sali, czekając na pełne zaskoczenia okrzyki, których się nie doczekają.
    Zapomniała już  jakie to uczucie klęczeć na zimnej i chropowatej podłodze, z nienawiścią na spuszczonej twarzy, lecz w zbyt wielkim strachu przed karą prowadzącą do śmierci, by sprzeciwić się, siłą narzucanej władzy. Teraz była Morgą, wyższą kapłanką, której zadaniem było słuchać i wprowadzać zamęt. Dawniej, gardzona przez wszystkich, straciła nawet własne ciało, honor będący jej siłą. To właśnie wtedy, gdy miała rzucić się w przepaść, ścigana przez nasłanych na nią ludzi, odkryła własną moc i od tamtej pory już nigdy nie zaznała głodu. Jej imię odeszło w zapomnienie. Zamknęła je głęboko w sercu razem ze wspomnieniami z innego życia. Ci którzy je jeszcze znali dawno pogrążyli się w szaleństwie nie doceniając magii imienia. Za jego pomocą bowiem można było przyzwać do własnych snów osobę, której imię wspominano. Miała zbyt wiele mocy odkrytej w tak krótkim czasie, aby wiedzieć co uczynić. Chcąc się wydostać z koszmaru porwała cienkie pajęczyny świadomości w myślach tych ludzi, którzy albo już nigdy się nie zbudzili, lub też wygnani poprzez obłąkanie  krążyli po świecie ku przestrodze pokoleniom myślącym o podbiciu świata.  Tylko ona pamiętała własne krzyki powracając ze snów, strach przed zamknięciem oczu.

czwartek, 14 marca 2013

#25/n Dać wielkiemu poecie...

Dać wielkiemu poecie kartkę.
Koniecznie białą, czystą,
nudną, bez jednej kropki,
czy drobinki kurzu o własnej historii.
Jeszcze pióro.
Drogie - najlepiej złote,
na pokaz noszone w butonierce.
I powiedzieli mu: Pisz!
Czy też: Ukaż nam swą niezwykłość.
Drwiąc: Czym ty różnisz się od nas?
Czekają, zegar tyka, czas się kończy.
On wstał, skłonił się w pas i rzekł:
Wybaczcie, pisuję jedynie
ogryzkiem ołówka
na kawiarenkowych serwetkach.
Wyszedł.

#24/n Żyłam krótko, pamiętałam...

Żyłam krótko, pamiętałam,
nie doceniałam i kłamałam.
W pewnym momencie
wszystko się zmieniło.

Gdy skakałam w przepaść,
Niewidzialne Ręce unosiły mnie
 ku górze jak bezbronne dziecko.

Gdy cienkie ostrze znaczyło krwawe linie,
Niewidzialne Ręce odbierały mi je
 i przynosiły ukojenie.

Gdy tonęłam w morzu łez,
 Niewidzialne Ręce wyciągały mnie
 z bezmiaru smutku
 i osuszały słone krople.

Gdy jednak stało się coś niespodziewanego,
 tak groźnego, że zamarłam w zdumieniu,
nikt nie nadszedł, a ja zrozumiałam,
 że za wiele kusiłam, za wiele żądałam.

I gdy przyszło nareszcie się pożegnać z wszystkimi,
powiedzieć ostatnie słowa w pamiętniku chwili,
poczułam ku zdziwieniu smutek tak wielki…
Zrozumiałam…
 - w ciszy odejść musiałam…


#23/n Z pochyloną głową...

Z pochyloną głową,
umęczona niewidzialnym ciężarem,
idzie.

W pastelowych kolorach,
lękliwym spojrzeniem,
przemyka.

Między oknami, znika jak cień
zeszłego lata,
zapomniany.

I trafi na mur, ale tylko być może,
pomoże, wyciągnie, czy dobije?
Decyzja.

Spotkałam ją później.
Rok już minął.
Nie była sama.