piątek, 15 marca 2013

Mistrid - part 1

    - Dosyć!
    Powolny ucisk dłoni na ciele Mistrid nie zatrzymał się. Dopiero krótkie uwolnienie mocy w ich kierunku, spowodowało nagły krzyk. Zimny i wyrafinowany śmiech maski był mu towarzystwem. Cerie były nieustępliwe – ich charakter trzeba było wyrabiać na każdej służbie.
    Szybko wstając, przeszła przez długą salę, jakby unosząc się nad wonnymi kadzidłami. Jej ciało potrzebowało tego. Każdego olejku, pięknego zapachu, kolistych ruchów wprawnych rąk na ciele, ale sama osobowość, jej psychika – Mistrid była na ostatecznej drodze do uwolnienia wściekłości. Miała piękne ciało, ale cóż z tego? Każde pożądliwe spojrzenie, gwałtowny ruch dłoni towarzyszy, czy zmieniające znaczenie słowa było jak mocne uderzenie w twarz. Nienawidziła tego – kochała to. Ta władza… Jak niewiele potrzeba było, aby zmusić innych do uległości, jeden ruch, jedno słowo, maska uśmiechu, a życie stawało się uzależnione od tych cząstek życia. W razie potrzeby zawsze mogła skorzystać z mocy. W tym momencie na jej twarzy pojawił się wszystkowiedzący, tak dla niej charakterystyczny uśmiech.
    Szybko przyodziała się w to, co przyszykowano dla niej na dzisiejszą uroczystość zaślubin i już spokojniejszym krokiem wyszła do wielkiej sali, którą ze względu na wartość i wygląd często nazywano taneczną. Była spóźniona, a mimo to zaproszonych gości przybyło niewielu, zapewne będą czekać na odpowiedni moment, aby później wkroczyć do Sali, czekając na pełne zaskoczenia okrzyki, których się nie doczekają.
    Zapomniała już  jakie to uczucie klęczeć na zimnej i chropowatej podłodze, z nienawiścią na spuszczonej twarzy, lecz w zbyt wielkim strachu przed karą prowadzącą do śmierci, by sprzeciwić się, siłą narzucanej władzy. Teraz była Morgą, wyższą kapłanką, której zadaniem było słuchać i wprowadzać zamęt. Dawniej, gardzona przez wszystkich, straciła nawet własne ciało, honor będący jej siłą. To właśnie wtedy, gdy miała rzucić się w przepaść, ścigana przez nasłanych na nią ludzi, odkryła własną moc i od tamtej pory już nigdy nie zaznała głodu. Jej imię odeszło w zapomnienie. Zamknęła je głęboko w sercu razem ze wspomnieniami z innego życia. Ci którzy je jeszcze znali dawno pogrążyli się w szaleństwie nie doceniając magii imienia. Za jego pomocą bowiem można było przyzwać do własnych snów osobę, której imię wspominano. Miała zbyt wiele mocy odkrytej w tak krótkim czasie, aby wiedzieć co uczynić. Chcąc się wydostać z koszmaru porwała cienkie pajęczyny świadomości w myślach tych ludzi, którzy albo już nigdy się nie zbudzili, lub też wygnani poprzez obłąkanie  krążyli po świecie ku przestrodze pokoleniom myślącym o podbiciu świata.  Tylko ona pamiętała własne krzyki powracając ze snów, strach przed zamknięciem oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za komentarz i uwagi co do moich tekstów;) Nie bójcie się krytykować, ale z uzasadnieniem! Każdy ślad, który zostawiacie sprawia mi ogromną radość!
Ps. Drodzy Anonimkowie! Jeśli to nie problem podpiszcie się imieniem/nickiem czy nawet jedną literką ;)
Ps2. Dla zachowania ciągłości wypowiedzi, moje odpowiedzi będą tuż pod waszymi komentarzami :)