- Dosyć!
Powolny ucisk dłoni na ciele
Mistrid nie zatrzymał się. Dopiero krótkie uwolnienie mocy w ich kierunku,
spowodowało nagły krzyk. Zimny i wyrafinowany śmiech maski był mu towarzystwem.
Cerie były nieustępliwe – ich charakter trzeba było wyrabiać na każdej służbie.
Szybko wstając, przeszła
przez długą salę, jakby unosząc się nad wonnymi kadzidłami. Jej ciało
potrzebowało tego. Każdego olejku, pięknego zapachu, kolistych ruchów wprawnych
rąk na ciele, ale sama osobowość, jej psychika – Mistrid była na ostatecznej
drodze do uwolnienia wściekłości. Miała piękne ciało, ale cóż z tego? Każde
pożądliwe spojrzenie, gwałtowny ruch dłoni towarzyszy, czy zmieniające
znaczenie słowa było jak mocne uderzenie w twarz. Nienawidziła tego – kochała
to. Ta władza… Jak niewiele potrzeba było, aby zmusić innych do uległości,
jeden ruch, jedno słowo, maska uśmiechu, a życie stawało się uzależnione od
tych cząstek życia. W razie potrzeby zawsze mogła skorzystać z mocy. W tym
momencie na jej twarzy pojawił się wszystkowiedzący, tak dla niej
charakterystyczny uśmiech.
Szybko przyodziała się w to,
co przyszykowano dla niej na dzisiejszą uroczystość zaślubin i już
spokojniejszym krokiem wyszła do wielkiej sali, którą ze względu na wartość i
wygląd często nazywano taneczną. Była spóźniona, a mimo to zaproszonych gości
przybyło niewielu, zapewne będą czekać na odpowiedni moment, aby później
wkroczyć do Sali, czekając na pełne zaskoczenia okrzyki, których się nie
doczekają.
Zapomniała już jakie to uczucie klęczeć na zimnej i
chropowatej podłodze, z nienawiścią na spuszczonej twarzy, lecz w zbyt wielkim
strachu przed karą prowadzącą do śmierci, by sprzeciwić się, siłą narzucanej
władzy. Teraz była Morgą, wyższą kapłanką, której zadaniem było słuchać i wprowadzać
zamęt. Dawniej, gardzona przez wszystkich, straciła nawet własne ciało, honor
będący jej siłą. To właśnie wtedy, gdy miała rzucić się w przepaść, ścigana
przez nasłanych na nią ludzi, odkryła własną moc i od tamtej pory już nigdy nie
zaznała głodu. Jej imię odeszło w zapomnienie. Zamknęła je głęboko w sercu
razem ze wspomnieniami z innego życia. Ci którzy je jeszcze znali dawno
pogrążyli się w szaleństwie nie doceniając magii imienia. Za jego pomocą bowiem
można było przyzwać do własnych snów osobę, której imię wspominano. Miała zbyt
wiele mocy odkrytej w tak krótkim czasie, aby wiedzieć co uczynić. Chcąc się wydostać
z koszmaru porwała cienkie pajęczyny świadomości w myślach tych ludzi, którzy
albo już nigdy się nie zbudzili, lub też wygnani poprzez obłąkanie krążyli po świecie ku przestrodze pokoleniom
myślącym o podbiciu świata. Tylko ona
pamiętała własne krzyki powracając ze snów, strach przed zamknięciem oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za komentarz i uwagi co do moich tekstów;) Nie bójcie się krytykować, ale z uzasadnieniem! Każdy ślad, który zostawiacie sprawia mi ogromną radość!
Ps. Drodzy Anonimkowie! Jeśli to nie problem podpiszcie się imieniem/nickiem czy nawet jedną literką ;)
Ps2. Dla zachowania ciągłości wypowiedzi, moje odpowiedzi będą tuż pod waszymi komentarzami :)