poniedziałek, 2 czerwca 2014

Sekundy światła





Mrużąc delikatnie oczy, spoglądałam ukradkiem na jej postać odwróconą do mnie plecami. Wyglądała przez okno, próbując dostrzec coś o czym nie miałam pojęcia. Jedną ręką wyciszyła radio, które jej zdaniem grało za głośno. Pospiesznie zatrzymałam słowa, które cisnęły mi się na usta. Ten jeden raz mi się udało. Odwróciła się od okna i zatrzymała przede mną. Jej spojrzenie było zmęczone, zabarwione lekką nutą smutku. Ten wzrok ciążył mi na sercu, opadł na nie jak niechciany kamień o ostrych krawędziach, który ranił zostawiając trudne do zabliźnienia rany. Byłam w stanie unieść ten ciężar. Wiedziałam, że jest niczym w porównaniu do tego, który spoczywa na jej barkach.

Przyciągnęłam ją powoli do siebie i oparłam głowę na jej ramieniu. Tym razem nie musiałam się schylać, aby się z nią zrównać. Pomyślałam sobie, że mogłabym stać tak całą wieczność. Czuć obejmujące mnie ramiona, zapach jej skóry, dotyk zimnego policzka. Te chwile zawsze wydawały mi się jedynie sekundami, mimo że trwały nieraz znacznie dłużej. Nagle zacisnęła na mnie ramiona nieco silniej, niejako mnie unieruchamiając, po czym zaczęła się śmiać. Przebywanie w takiej klatce nie przeszkadzało mi. Tych ramion się nie bałam. Zapytałam o powód jej śmiechu. Odparła, że ja nim jestem, nie wyjawiając przy tym więcej szczegółów. Przygarnęłam ją do siebie mocniej, bardziej świadomie, również się uśmiechając. Pomyślałam o tym, że może śmiać się ze mnie, ile tylko zapragnie. Nie będzie mi to przeszkadzało.  Mogę  ją nawet nakłaniać, byle tylko móc usłyszeć jej śmiech, którego brzmienia już powoli zapominałam. W jej życiu było za mało radości. Byłam wdzięczna za każdą myśl, chwilę będącą iskrą i powodującą jej radość.

Trzymając ją w ramionach myślałam o tym, że to kiedyś się skończy, że kiedyś mi jej zabraknie. Mimowolnie w myślach dziękowałam Bogu za to, że miałam tego świadomość. Nie chciałam marnować żadnej chwili. Pragnęłam zapamiętać każdą z nich jak najdokładniej. Spojrzałam na jej twarz próbując stworzyć w myślach jej dokładny obraz. Nie chciałam pominąć żadnego odcienia barw, którymi mieniły się jej oczy. Utrwalałam sobie linie, którymi poryta była jej twarz. Niektóre powstały z uśmiechu. Nie szpeciły jej, lecz dodawały niejako uroku. Inne zaś, których było znacznie więcej, naznaczyły jej twarz warstwami bólu, którego doświadczyła. Nie były one dla mnie symbolem jej cierpienia, ale zwycięstwa i odwagi, którą pokazała, by być właśnie w tym miejscu, a nie w innym.

Pośpiesznie odwróciłam wzrok, by nie dostrzegła w nich moich łez. Sekundy tym razem mi dane, skończyły się. Uwolniła się z mojego uścisku i wyszła z kuchni. Chwilę tam zostałam, próbując okiełznać w jakiś sposób galopujące myśli. W pewnej chwili poddałam się. To akurat nie było ważne. Wyszłam z kuchni, kierując się odgłosem jej kroków. Wykorzystam każdą sekundę. Bez żalu, bez zmartwień, bez zbędnych myśli. Teraz to nie ja byłam ważna.




7 komentarzy:

  1. kocham kocham kocham <3 :*
    czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję :* :D
      Sama mam nadzieję, że będzie więcej, bo pisanie sprawia mi ogromną radosc :D

      Usuń
  2. Bardzo piękny post. Czuć w nim jest uczuciowość bardzo głęboką :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo piękny post. Czuć w nim jest uczuciowość bardzo głęboką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Właśnie tak chciałabym dalej pisac :) Aby właśnie czytelnik mógł poczuc to, o czym opowiadam ,,, :)

      Usuń
  4. Jejku, to jest niesamowite <3

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za komentarz i uwagi co do moich tekstów;) Nie bójcie się krytykować, ale z uzasadnieniem! Każdy ślad, który zostawiacie sprawia mi ogromną radość!
Ps. Drodzy Anonimkowie! Jeśli to nie problem podpiszcie się imieniem/nickiem czy nawet jedną literką ;)
Ps2. Dla zachowania ciągłości wypowiedzi, moje odpowiedzi będą tuż pod waszymi komentarzami :)