Zgniłe członki mocnej gęby,
walały się po domu wszędy,
opiewały kąty wszelkie,
łamiąc wszystko to co piękne.
Duży pazur z kociej łapy,
przyczepiony do kanapy,
a sierściucha tam nie widać
i nie przyszedł się przywitać.
Stary pies już omotany,
zerwał z siebie te kajdany,
lecę więc już po browara,
dla niego to jak zabawa.
Szybko zgarniam karalucha,
zaraz wpadłby do fartucha.
Patrzę w okno, a tam czerń,
w kątach widać ciemną pleśń.
Wdycham opar znad ubrania,
zgarniam trochę w kąt do prania,
w dziurach gumiak obłocony,
dywan zmienia się w brązowy.
Myśląc nucę po swojemu,
drepcząc wciąż po cudzym cieniu,
pająk buja się we wnęce,
a ja kocham wciąż to miejsce.
Nie myśl sobie stary draniu,
że wiesz więcej o kochaniu,
bo ja baba ze wsi jestem
i mam prawo żyć jak zechcę.